monterey_blog_o_ameryce_dom_noc_usa_kalifornia_skarpa

Tak jak wspominałam, Monterey to miasto na wzgórzu. Czasem wydawałoby się, że ulice biegną pod kątem 90 stopni. Początkowo byliśmy tym bardzo zdumieni. Szczególnie uwielbialiśmy naszą drogę z i do Trader Joe’s (naszego ulubionego spożywczaka w Kaliforni), która w tamtą stronę biegła mocno pod górę a z powrotem ostro w dół. Wracało się za darmo :) Zakupy za każdym razem musieliśmy stawiać na podłodze za siedzeniami, żeby nie spadały lub blisko pleców bagażnika, żeby się po nim nie turlały! Ale najfajniejsze było to, że wioząc przysłowiowe mleko i jajka zawsze w dole przed sobą mieliśmy widok szmaragdowego oceanu. Po prostu bajka!

Choć niestety, bajkę tę często przerywała codzienność, gdy jeszcze wciąż bez obietnic, pewności ani gruntu pod nogami staraliśmy się nawiązywać kolejne kontakty i orientować się na temat możliwości układania sobie życia.

Jeden z takich trudniejszych wieczorów był już podczas pierwszego weekendu w Monterey, kiedy to Caroline i Dylan zorganizowali sobie w salonie uduchowioną sesję dyskusyjną na temat sensu istnienia, Boga, świadomości ciała itd. My w tym czasie siedzieliśmy w naszym biurowo-korytarzowym pokoju oddzielonym kotarą od reszty domu i borykaliśmy się z myślami o tym, czy nas stać na wydanie $50 na planowany wcześniej wyjazd do San Jose (ok 115 km od Monterey). Oczywiście dokładnie słyszeliśmy rozmowę dochodzącą z salonu i ten wybitny kontrast naszych dwóch światów oraz aktualnych problemów przeszywał nas do szpiku kości potęgując poczucie samotności i niepewności.

Więcej postów na temat Monterey:

– Oceanu Czar
– Magia i czar vs. Halo-Ziemia!
– Monterey po drugiej stronie lustra
– Kilka Słów Wstępu

Podobne Posty

Jedna odpowiedź

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.