Amerykanie to taki specyficzny naród. Z jednej strony super pozytywny, uprzejmy i nieoglądający się za siebie, z drugiej całkiem skrajny, jak już się denerwują, to na całego, nie szczędzą w słowach i od razu podejmują działania, np. dzwonią na policję, idą do sądu albo innego organu, który ma sprawy rozwiązać. Oczywiście tej nieprzyjemnej strony specjalnie nie doświadczam, za to słyszę o podobnych sytuacjach na spotkaniach albo obserwuję na ulicy.
To, co z kolei sama widzę i słyszę, to różne wymówki. Wymówka to ich drugie JA! A ja… wyczuwam je nosem na kilometr. Moja ulubiona to Family Emergency, o której kiedyś pisałam. Ale oczywiście i innych powodów jest tysiące. Typowa wymówka 'na chorobę’ nigdy nie traci na ważności, wymówka na 'Google’ ma się świetnie a polega na tym, że Google w swojej złośliości nie synchronizuje kalendarza przez co wydarzenie nie może dojść do skutku. Wymówka na korki – to akurat międzynarodowe. Wreszcie ta najbardziej mistrzowska – na 'niezrozumienie’. Uważam ją za mistrzowską, bo tę wymówkę chyba trzeba trenować od dziecka. Polega na tym, że przy delikatnym zwróceniu uwagi osobnik udaje, że rozumie coś innego unikając podjęcia się właściwego tematu. Udaje tak długo, aż albo w końcu zmyli przeciwnika, albo przeciwnik się podda. Musi to chyba działać, bo taktyka jest całkiem popularna! Ostatnio próbowano ją na nas zastosować na parkingu.
Nasz samochód jest nagminnie zastawiany przez inne auto, które staje w niedozwolonym miejscu. Da się wyjechać, ale trzeba się nakręcić. Przy kolejnej takiej sytuacji zapytaliśmy sąsiadkę, która szła z jakimś mężczyzną i dwoma słodkimi spanielami, czy nie wie, co za burak stawia tutaj ten samochód (zakładaliśmy, że to nikt z mieszkańców, bo każdy ma swoje dedykowane miejsce). Ona wskazuje na inne samochód i pyta, czy to o niego chodzi. My na to, że nie, no TEN samochód. Ona: TAMTEN? My: Nie, TEN! Ona: A, TAMTEN?
No normalnie jak z Dnia Świra. Co się okazało? TEN samochód, to samochód jej chłopaka, który stał z nami. Nie wiem na co liczyli próbując zrzucić winę na kogoś innego. Oczywiście później samochód okazjonalnie dalej tam parkował, a jak już się wkurzyłam i wysiadałam z auta, żeby zadzwonić po hol, pojawiała się owa sąsiadka i jeszcze z daleka oferowała mi pomoc w wykierowaniu samochodu. Jej facet zastawił mi auto a ona proponowała podpowiedzieć mi jak je wykierować… To akurat nowość i tego zachowania jeszcze nie umiem zaklasyfikować.
Zobacz też: “Nie chce mi się, ale może mi się zachce” czyli FAMILY EMERGENCY
Z kolei inną taktyką niż wymówka jest odwrócenie uwagi od kluczowej sprawy poprzez dołożenie tysiąca innych czynników. Zauważyłam, że Amerykanie zadają jakieś dziwne, dodatkowe pytania, które chyba mają na celu zbicie z tropu. Szczególnie włączam czujność, gdy w grę wchodzą pieniądze. Na przykład ostatnio stylistka, którą zatrudniłam na plan zdjęciowy (pomijam, że zachorowała i zaniemogła, więc wysłała asystentkę), przy rozliczaniu się za zwrócone stroje i rekwizyty, zapytała mnie, czy pieniądze już wpłynęły na moje konto. A jeśli nie, to czy mogę anulować zlecenie przelewu, bo ona nie wie, czy jej nie wróciła kasa na konto. Ogółem nie miało to w ogóle sensu, więc kompletnie zaniechałam robienia tego, o co mnie prosiła. W USA za transakcje często liczone są prowizje, a z mojej strony wyglądało wszystko ok. Ustalona kwota wyszła na moje konto i ok. Co tu kombinować.
Generalnie to, co mówią Amerykanie, trzeba dzielić przez pół. Zarówno gdy Cię chwalą, uwielbiają, cieszą się, jak i gdy tłumaczą się lub opowiadają historie. Nie uważam, że są oszustami i z premedytacją chcą zrobić krzywdę, absolutnie nie. Ale takie drobne sprawy lubią ukrywać, niedopowiedzieć, zamaskować.
Ze szczerością to u nich cienko. I dlatego nasza polska czujność idealnie się przydaje!
P.S. Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś/łaś, dołącz do grupy Tajniki Ameryki na Facebooku, gdzie dzieją się naprawdę fajne, żywe dyskusje!