Zamawiałam dzisiaj kwiaty w polskiej kwiaciarni. Miałam to zrobić przez kwiaciarnię internetową, ale wolałam wybrać starą i sprawdzoną kwiaciarnię w moim rodzinnym mieście. Tym bardziej, że zapomniałam, że w Polsce już wieczór a kwiaty na jutro, więc wszystko mogłam dogadać dokładnie. Przy tej okazji przypomniało mi się, jak jeszcze niedawno dziwiłam się płatnościom za takie usługi tutaj w USA, a dzisiaj zaskoczyły mnie te w Polsce ;)))

Wspomniana kwiaciarnia nie ma sklepu internetowego, więc wszystko na telefon. Uzgodniłyśmy, jaki bukiet oraz gdzie i kiedy ma być doręczony. Wypada zapłacić.

– „Podam Pani nr konta i Pani zrobi przelew” – mówi kwiaciarka
– „Ah, ok, i potem prześlę Pani potwierdzenie przelewu?” – odpowiedziałam zbita z tropu patrząc na przygotowaną wcześniej polską kartę kredytową – „Ewentualnie mogę podać Pani dane karty kredytowej?” – dodaję jednocześnie przypominając sobie, że chyba jednak w Polsce zwyczaj ten przez telefon nie istniał, a w kwiaciarnii w Suwałkach pewnie tym bardziej.
– „Yy, nie, lepiej podam Pani numer naszego konta”.
– „Nie ma sprawy. Potwierdzenie na maila?”
– „Nie ma problemu, powiedzmy, że ufamy sobie. Proszę zapisać nr konta: PKO BP S.A. 85 1020 1332 ….”

Nr konta wydawał się nie kończyć. Mój Jakub uśmiechał się tylko bo też dawno takich metod nie stosował. A właściwie to bez sensu, bo nie mieszkamy w Polsce dopiero trzeci rok (z przerwami) a człowiek już tak bardzo się przestawia.

Gdy 3 lata temu przyszło nam do ustalania pierwszej płatności przez telefon w USA nie mogłam wyjść z podziwu. Dane karty kredytowej, komuś obcemu? Chyba żart. A jeszcze wtedy nie mieliśmy ani kredytowej ani debetowej i jedyne co wchodziło w grę to wysłanie świstka papieru, tzw. „money order”, za który płaciłam w kasie w supermarkecie i potem grzecznie nadawałam w kopercie do Chicago. Po kilku dniach mogłam liczyć na konsultację z prawnikiem imigracyjnym (wtedy to był nasz jedyny kontakt z polecenia). Więcej pisałam o tym tu – Czekowski Świat.

W USA popada się ze skrajności w skrajność. Albo ułatwiasz sobie i komuś totalnie życie podając wszystkie dane karty i natychmiast jest po sprawie (taki zwyczaj, kwestia zaufania jest jakoś na drugim planie), albo jak nie masz lub nie chcesz takiej opcji, to baw się przesyłaniem papierowych czeków lub money orders w kopertach. Co prawda masz też opcję przelewu z konta, ale drogie to i niewygodne. Do teraz nie do końca wiem, jak to się robi, a odbiorcy często nie tolerują takich dziwacznych metod.

Ot, taka dygresja nt. płatności, o których już wspominałam, ale wciąż chyba czuję jakąś pasję do tych tematów.

Piszcie, jeśli myślicie podobnie lub macie inne komentarze!

Podobne Posty

5 komentarzy

  1. Marcin

    Haha uśmiałem się z powodu Suwałk. Czytam ten blog cały dzień i nagle pada nazwa mego miasta. Na blog trafiłem przypadkiem.p
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  2. Kasia

    Ja natomiast miałam inną przygodę z płatnością kartą polską w USA :). Byłam wtedy na Florydzie, w Orlando. Chciałam zapłacić za sukienkę w jakże ogromnym outlecie z ciuszkami. Gdy podałam swoją kartę, Pani elegancko się nią obsłużyła, po czym wyskakuje wiadomość, że transakcja niezaakceptowana, dwie sekundy później (DOSŁOWNIE) dzwoni do mnie telefon z BANKU (aliorbank), że KTOŚ PRÓBOWAŁ MI SIE WŁAMAĆ NA KONTO! I CZY JA NA TO POZWALAM!!! Rozbroiło mnie to na łopatki haha :D

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.