„Życie w Ameryce” to m.in. zarobki, koszty, przyjemności, problemy (a nie, w Ameryce to nie ma problemów ;)), znajomi, praca, podróże, itd. itp. Wszystkie te tematy będą się u nas oczywiście pojawiały, dzisiaj zaś chcę napisać o pewnej namiastce naszego aktualnego życia, tj. o miejscu, w którym mieszkamy. Jest to dla nas pewne zjawisko, a jak zjawisko, to zdecydowanie temat na bloga. I to zresztą na niejeden post!
Pisałam już o tym, jak wynająć mieszkanie w USA. Opisywałam też, jak wygląda typowe amerykańskie mieszkanie. Wspominałam również o tym, że my wynajęliśmy mieszkanie w osiedlu na górce w San Bruno, gdzie często zagląda sobie chmura ;) Tym razem przedstawię nasze miejsce w pełnym słońcu tj. takim, jakie świeciło bez przerwy przez ostatnich kilka tygodni.
No więc jest to super nowe, ładne osiedle, nietypowe jak na amerykańskie standardy. Trafiło nam się, bo w czasie, gdy szukaliśmy mieszkań do wyboru nie było zupełnie nic sensownego w zakładanym przez nas budżecie. A to miejsce jest wciąż ukańczane i pierwsze mieszkania zostały oddane w sierpniu 2013r. Tak więc było dużo wolnych, nowiutkich mieszkań czekających na lokatorów. Całkiem nowe mieszkanie? Pierwszy miesiąc gratis? Cudownie!
Obsługa była bardzo miła, całe osiedle się do nas uśmiechało. No więc wprowadziliśmy się z nastawieniem, że będzie fajnie, choć jeszcze byliśmy trochę nieufni.
Kilka szerszych spojrzeń na teren:
A to nasze przeboskie Biuro Sprzedaży ;)
Mamy szczęście do kilku wspaniałych udogodnień, jak np. miejsce na grilla z kanapami i kominkiem, siłownia oraz nowiutki, kryty i przeszklony basen.
Trafło nam się mieszkanie z numerem 101. Bardzo lubię tą liczbę ze względu na skojarzenia z cudną Highway 101 biegnącą przez całą Kalifornię oraz (lub przede wszystkim) ze względu na tytuł pierwszego koncertowego albumu Depeche Mode ;) Tak więc początek doskonały.
Wykończenie wnętrza jest typowo amerykańskie choć nieco unowocześnione. Niedawno kupiliśmy używaną czerwoną kanapę w kształcie ust, za szaloną cenę $70. Czyż nie jest urocza? :)
Łazienka i kuchnia w całkiem amerykańskim stylu, o którym więcej pisałam tutaj. Wielki piekarnik, szeroko rozstawione palniki, mikrofalówka pod nosem, kamienny blat no i szeroka lodówka. Do tego kinkiet na suficie również bardzo stylowy :) Za to szafki trzeba przyznać, że w przyjemnym guście.
W łazience typowa niska wanna z prysznicową obudową, białe szafki, blat z wyciętą umywalką i profilem pod ścianą.
Wiadomo, że w Ameryce mieszkań i domów nie buduje się z cegieł ani cementu tylko najczęściej z płyt wiórowych i drewnianych desek. To raczej powoduje poczucie jednej wielkiej wspólnoty zamiast odrębnych, prywatnych mieszkań :) To mieszkanie jest na parterze, a ponieważ nigdy na parterze nie mieszkałam, to nie do końca wiedziałam, jak to się sprawdzi. Szczególnie pod kątem hałasu, przechodzących sąsiadów itd. Wydawało się, że będzie pięknie i uroczo, blisko do grilla, nawet widok był całkiem Ok. Jest to nowe osiedle, tylko jeden sąsiad nad naszym mieszkaniem, więc zakładaliśmy, że na pewno będzie cicho i spokojnie.
Zdjęcie z balkonu:
Myliśmy się! Już pierwszej nocy we znaki dał się nam ktoś nad nami. Ok 3 w nocy obudziły nas dudniące pospieszne kroki rozbrzmiewające równie dobrze jakby z naszego mieszkania. W dodatku mega głośne dźwięki spływającej wody przez jakieś dwie godziny docierały zza ściany za łóżkiem. Na zgłoszenie tych hałasów obsłudze biura usłyszeliśmy przemiłym głosem, że kąpać się sąsiadowi w nocy nie zabronią i jest to „Community Place” więc nigdy nie będzie super prywatnie i cicho :)
No tak. To, że w nocy słyszymy czyjeś kroki tak, jakby ktoś tupał u nas w mieszkaniu, oraz, że na sen można by liczyć ilość razy spuszczanej wody to w sumie normalne. To tylko europejczycy są zbyt rozpuszczeni, bo gdy mają swoje mieszkanie to chcą mieć prywatność i nie muszą wiedzieć o której sąsiad brał prysznic lub o zgrozo robił inne ciekawe rzeczy.
Na szczęście potem nocami zbytnio już więcej się to nie zdarzało. Co innego w dzień, przecież o to nie można mieć pretensji.
Ale wkrótce otrzymaliśmy kolejny prezent. Przed naszym balkonem zaczęto prace wykopaliskowe z użyciem… młotu pneumatycznego ;)
Poniżej (już nie) ten sam widok z balkonu:
Dowiedzieliśmy się, że prace miały potrwać 3 tygodnie ;) Amerykańska poczta nie zgadzała się na ówczesne rozmieszczenie skrzynek pocztowych na terenie osiedla, bo listonosz musiał robić kilka przystanków. No tak, zmęczyłby się biedaczek. Dlatego skrzynki z całego osiedla miały być więc połączone i wszystkie ustawione w jednym miejscu. Gdzie? No przecież przed naszym balkonem!
Nie wynajęlibyśmy tego mieszkania wiedząc o skrzynkach pocztowych, bo jakby nie do końca marzyło nam się mieć gości z całego osiedla regularnie pod oknami. Oczywiście wcześniej, gdy działa się najmniejsza pierdoła, to informowali mailami po 15 razy, że śmietnik będzie przeniesiony, że nowy parking został oddany, że przyjdą sprawdzić okna, wentylatory, klamki, lampki i może jeszcze czy równo naczynia wkładamy do zmywarki. Ale gdy miały być postawione skrzynki i rozpoczęło się kilkutygodniowe walenie młotem pod oknem, to już nie trzeba było informować co się dzieje.
Tak więc uparcie negocjowaliśmy najpierw o obniżkę czynszu (udało się zejść o 1/3 za cały czas trwania robót), a potem o przeniesienie do innego mieszkania. Z tym na szczęście nie było większego problemu, choć początkowo na nasze zapytania o całą tą akcję otrzymywaliśmy tylko milczenie.
Pierwsze mieszkanie było na parterze, z murowanym balkonem. Przed nim widać już wybudowany ostatni krzyk mody mający stanowić obudowę skrzynek.
I nadal tej świetnej, gustownej ozdoby nie rozumiem :) Tam było i tak mało słońca więc po co to jeszcze zasłaniać?
Tak więc nareszcie niedawno przyszedł czas na wybór mieszkania do zamiany! Oczywiście wiedzieliśmy już, że nowe wynajmiemy na samej górze. Zdecydowaliśmy się na mieszkanie w części dwupiętrowej, z cudownym widokiem na zatokę. Nowe mieszkanie jest o $100 tańsze, mamy lepszy widok, nikogo nad głową, nikt nam nie zagląda do okien. Czyli same plusy tej zamiany. Może trochę dalej na basen lub do grilla, ale jakoś damy radę ;)
O proszę jakie warunki! Gratuluję! Ja na razie jadę na work and travel z one globe travel więc nie mam z tym problemu ale to bardzo inspirujące co pokazujecie ;)
Witajcie. Świetne mieszkanko. A możecie napisać ile za nie płacicie? Pozdrawiam.
Za to mieszkanie cena jest wysoka, ale szukaliśmy na początku września i wtedy nie było dosłownie nic na rynku. Cena to $2150 / miesiąc. 1BR, czyli duży pokój + 1 sypialnia. Aktualnie czyste i w miarę odnowione 1BR można znaleźć w Peninsula za $1800-2000. W kwietniu wyprowadzamy się do duplexu, czyli domu połączonego garażem z innym domem, w którym są 2 sypialnie, duży pokój z całkiem nową kuchnią, garaż i ogródek za $2300/miesiąc. I to trafiliśmy na doskonałą cenę za takie warunki.