Santa Barbara, jak już wspominałam, niezwykle nas urzeka. W dodatku okazja, dla której tutaj jesteśmy jest również niezwykła. Jutro w SB Bowl odbywa się koncert Depeche Mode – zespołu, który od wielu lat inspiruje nas w życiu i pracy (zob. teledysk do Ghost i Route 66).
Depeszów znałam jeszcze jako dzieciak, słuchałam ich hitów w liceum, ale zaczarowali mnie dopiero na studiach. Kubę trochę wcześniej. Może nie jest tak szalony na ich punkcie jak ja, ale tylko trochę mniej ;) O Santa Barbarze zawsze słyszałam jako mieście, w którym częściowo nagrywali swoje płyty. Nigdy wtedy nie myślałam, że uda mi się je odwiedzić. Tutaj wspomniałam o naszej pierwszej tutejszej wizycie w 2012 roku i przyznaję ponownie, że była wyjątkowo udana :) Jutro za to spełnia się kolejne wydarzenie na miarę tego z poprzedniego roku, czyli koncert DM na żywo. Poza tym będzie to bardzo „kameralny” event, z udziałem jedynych 4500 osób, podczas gdy większość pozostałych koncertów odbywa się na 15 000 – 50 000 widzów :)) < p style="text-align: center;">
Jutrzejsze wydarzenie to główny powód, dla którego tutaj jesteśmy. Jednak zazwyczaj gdy mamy okazję przemierzać drogę z San Francisco do Los Angeles (w LA mamy znajomą Polkę – Ewę), to nie sposób nie zatrzymać się w Santa Barbarze i poczuć ten sielankowy, beztroski klimat. Zawsze mnie ciekawiło czy tutejsza atmosfera to tylko złudne wrażenie przejeżdżającego turysty czy też rzeczywiście każdy jest tutaj zrelaksowany, nawet mieszkańcy. Na mnie działa niezwykle odprężająco. Wąskie, prostopadłe uliczki, gęste, zdrowe, zielone palmy, mnóstwo kafejek, barów, restauracji, ludzie ubrani na kolorowo a niektórzy nawet wręcz przebrani, no i ta bliskość do molo i plaży… Oraz pogoda. Zawsze dopisuje. Nigdy za zimno, nigdy za gorąco. Pewnie mamy akurat takie szczęście, ale i trafić raczej nie jest trudno.
Dlatego zawsze zastanawiałam się, co myślą sobie tutejsi mieszkańcy. Kim są? Czy wiedzą, co mają? Czy zdają sobie sprawę z tego, że to, że w listopadzie chodzą sobie w japonkach, szortach i słomianych kapeluszach to jest ogromny prezent i wszystkie problemy, które my mamy w Polsce w związku z zimą, oni mają z głowy? Przecież życie bez lodu na asfalcie, co-półrocznego zmieniania opon, ryzykowania życia na drogach, ubierania ciężkich płaszczy, zamarzających stóp i dłoni oraz całego tego brudnego bałaganu na poboczach jest o połowę łatwiejsze! Śnieg, jak chcą, mają pod nosem, jadą w góry. Co prawda śmiesznie i dziwnie jest, gdy przychodzi okres Świąt Bożego Narodzenia i na Mikołajów dzwoniących dzwonkiem ubranych w czerwone szorty przenikają promienie słońca przez liście zielonych palm, ale cudów nie ma, by śnieg spadł na jeden lub dwa tygodnie. Tak więc tutaj nie trzeba specjalnie korzystać z weekendu ze względu na to, że jest pogoda a jutro już będzie lało i nie przestanie przez 2 tygodnie. Stąd też branża filmowa tak się rozwinęła w LA i pozostałej Kalifornii. Nie ma kłopotu ze zdjęciami w plenerze w styczniu. Tak więc znając warunki pogodowe Santa Barbary i dodając do nich cały ten sielankowy klimat szczególnie byłam ciekawa opinii na temat tutejszego życia. Oczywiście takie położenie wiąże się z droższymi cenami mieszkań, domów i pewnie generalnie z nieco większymi kosztami dlatego może usłyszałabym tylko narzekania, jak tutaj jest drogo i źle, bo dużo turystów, bo ocean za zimny, bo palmy za duże i zasłaniają okno w sypialni na 3 piętrze.
Ja wiedziałam jedno – mam misję :) Uświadamiania tych, co urodzili się i mieszkają tutaj (oraz w pozostałej Kalifornii), że mają wielki prezent. Zatrzymaliśmy się dziś w hotelu na skraju miasta, przyjemne miejsce w dobrej cenie – Ramada Hotel. Tak jak to wszędzie w Kaliforni czyli z basenem, jacuzzi itd. Idziemy się przepłynąć. Kuba bardziej aktywnie, pokonuje basenowe długości, ja jak zwykle wolę leniwe moczenie się w gorącej bąbelkowni. Tam właśnie dołączyłam do starszej pary, która oczywiście jeszcze zanim zamoczyłam prawą nogę zdążyła mnie zapytać jak mi się podoba w Santa Barbarze.
– Aha! No, to skoro pytacie, to….. :) A Wy, co tutaj porabiacie?
– My znamy SB jak własną kieszeń, bo mieszkaliśmy tutaj 30 lat. Ja pochodzę stąd – odzywa się starszy Pan – a żona z Meksyku, ale mieszkała tutaj ze mną.
No i się zaczęło. Idealny target do moich badań! Tym razem rozmowa o pogodzie nie służyła wypełnieniu ciszy lecz była fajną wymianą poglądów. Dowiedziałam się, że mieszkali tutaj ale zdecydowali się wyjechać na wieś, bo tutaj jest zbyt tłoczno i głośno :)) Oczywiście kompletnie nie zdawali i nie zdają sobie sprawy z tego, jak żyje się w zimie, a na wiadomość o tym, że u nas nie zamyka się szkół gdy spadną 2 metry śniegu zbierali szczęki z podłogi. To dla nich inny świat, nie do pomyślenia, coś, co jest gdzieś daleko, co kompletnie ich nie dotyczy. A na wspomnienie o tym, że mieszkamy w Pd San Francisco zareagowali gęsią skórką :)) Za to gdy usłyszeli hasło Santa Barbara Bowl od razu krzyknęli, że mieszkali tuż obok i nie musieli kupować biletów na koncerty, bo wszystko słyszeli w domu!
– Jutro gra tutaj Depeche Mode, właśnie w SB Bowl – mówię z uśmiechem i lekką ciekawością, czy za chwilę okaże się, że znają ich występy z SB na pamięć czy tylko największe hity z radia i ani razu nie pokusili się o zobaczenie live ich „miejscowej” kapeli.
– Kto ? …
– Yyy, no tak, Depeche… Mode… taaki zespół. Parę przecznic stąd nagrali kilka światowej sławy płyt. Właściwie Wasi sąsiedzi. Ale ok… nieważne, fajni są posłuchajcie sobie kiedyś :) – przekazałam im częściowo werbalnie, częściowo tylko myślami, dokończyliśmy rozmowy pogodowo – międzykontynentalne i zrobiło się trochę już za ciepło i mokro w tej wannie.
Czas wyschnąć, napisać parę zdań i spać, jutro od rana pobudka i zajmowanie kolejki.
Zostaw odpowiedź