Ostatnio było trochę przyziemnie na blogu, dzisiaj więc będzie nieco romantycznie :)
O Big Sur wspominałam już kilka razy i właściwie nigdy nie da się wyczerpać tego tematu. Big Sur to najpiękniejszy odcinek na „krajowej jedynce”, tj. przy Highway no.1 ciągnącej się wzdłuż wybrzeża Kalifornii. Tak naprawdę jego dokładna długość jest dosyć różnie określana, ale generalnie chodzi o ten odcinek najbardziej przylegający do wybrzeża pomiędzy Carmel a Ragged Point. Przejeżdżaliśmy tamtędy już chyba z 5 razy i za każdym razem znajdujemy nowe miejsca i nowe widoki. Ostatnio przejeżdżaliśmy przez Big Sur wracając z Los Angeles. Zaczęliśmy wyjazd trasą 101 i w Pismo Beach skręciliśmy na Hwy 1. Cała powrotna podróż zajęła nam ok 12h ze względu na liczne przystanki, ale oczywiście warto. Do najpiękniejszych miejsc dotarliśmy już właściwie w okolicy zachodu słońca. Trzeba przyznać, że przejażdżka Hwy no.1 zawsze wiąże się ze znacznie wydłużonym czasem podróży, bo na tym odcinku jest to wąska jednopasmowa i kręta droga.
Początki trasy z LA – U.S. 101
Po drodze można się przejrzeć w lusterku.
Ojoj!
Pogoda jak to w Kalifornii zwykle dopisuje, jednak bywa, że nad oceanem jest mgliście i wietrznie. Nie zawsze uda się trafić na bezchmurne i przezroczyste niebo nad Big Sur. Warto wcześniej sprawdzić prognozy pogody, choć i im nie zawsze trzeba do końca ufać ponieważ mimo, że np. pokażą, że niebo będzie zachmurzone, to na jednym zakręcie może być rzeczywiście chmura i mgła, ale za chwilę można trafić na duże przejaśnienie i poprawienie pogody. My tym razem mieliśmy ciepło i słonecznie, ale powietrze było mleczne i mało wyraźne. Widoki gołym okiem były przecudowne, a w aparacie nie wyglądało to już tak kolorowo. Horyzont był zamglony i kolory mało kontrastowe. Postarałam się jednak oddać na zdjęciach jak najwięcej tego krajobrazu.
Przydrożne restauracje. A w nich – pychota!
Mogłabym tam zamieszkać pod kamieniem.
Instrukcja obsługi świateł ulicznych ;) Można przecież się pomylić.
Poniżej aż do końca – nasze nowe odkrycie, Julia Pfeiffer Burns State Park. Niestety do samej słynnej plaży Pfeiffer Beach nie dojechaliśmy, bo było już za późno, ale mamy cel na następną wyprawę!
Jezu, jaka przyroda! Świetne zdjęcia, dzięki!
Na Big Sur trafiłam przez Kerouaca, mimo że nie przeczytałam jeszcze tej książki. Obowiązkowo trafia na moją listę – do zobaczenia w Stanach. Pięknie!