Na weekend wybraliśmy się do Los Angeles. Z San Francisco do LA jedzie się ok 5h bez większych przystanków po drodze oraz bez korków. Do wyboru są trzy trasy: – Highway 101 – naszym zdaniem najlepsza, bo jedzie się nią szybko i jest całkiem malownicza. – Highway no.5 – dobry wybór jeśli chce się dojechać możliwie najszybciej i bez rozglądania się na boki. Bardzo nudna, płaskie pola dookoła, ale za to krótsza od 101 o 60 mil. – Highway no.1 – najpiękniejsza trasa, gdyż jej znaczna część prowadzi wzdłuż wybrzeża. Od San Louis Obispo łączy się ze 101, ale do tego czasu można dostać zawrotu głowy, gdyż jest bardzo kręta i wąska. Nie mniej jednak, obowiązkowo trzeba nią się przejechać przynajmniej raz. My jechaliśmy już chyba ze cztery ;-) Tym razem padło na Hwy 101 w stronę LA i Hwy 101 przeplataną z Hwy no.1 w stronę San Francisco.
Dzisiaj publikuję wpis na temat Long Beach i Rodeo Drive – miejsc, do których zawitaliśmy w sobotę. Long Beach to słynna część Los Angeles – leży nad samym wybrzeżem, ma własne centrum, wieżowce i ogromną plażę, tak więc spokojnie Long Beach daje się poczuć jako oddzielne miasto. Pogoda tam zwykle również dopisuje i bywa cieplejsza niż w położonej nieco na północ Santa Monice. My zaczęliśmy od odwiedzin Queen Mary – legendarnego statku, który obecnie jest zacumowany u wybrzeża Long Beach i służy jako muzeum i hotel. Queen Mary słynie m.in. z tego, że w jednym ze swoich rejsów przewiozła ponad 16 000 osób, co wciąż pozostaje rekordem świata. Tego dnia
akurat w okolicy statku był Szkocki Festiwal, a w dodatku był to długi weekend dla Amerykanów, więc ludzi było bardzo dużo. Nie kupowaliśmy biletów na wejście do środka, przeszliśmy się tylko wzdłuż i podziwialiśmy widoki. Pogoda, choć pochmurna, i tak jak na luty bardzo nas rozpieszczała. Los Angeles zresztą podobnie jak Zatoka San Francisco ma to do siebie, że co kilkanaście mil pogoda może zmieniać się nie do poznania. Akurat na Long Beach było bardzo ciepło i przyjemnie. Taki tam apartamentowiec. I kolejny. Z Long Beach wypływa wiele statków dopływających do okolicznych wysp. Można wykupić krótki ok 1-2h rejs na jedną z nich i zrobić sobie 1-dniową wycieczkę. Wahaliśmy się, czy tym razem się na to nie zdecydować ale jednak odłożyliśmy na kolejną wizytę w LA. Podobno warto się wybrać – sprawdzimy! Dalej podjechaliśmy nad samiutką plażę – tą samą, na której częściowo kręcono Słoneczny Patrol. Ah, te budki ratownicze! Nie mogłam sobie odmówić! Dalej ruszyliśmy w stronę Rodeo Drive – słynnej ulicy w Beverly Hills, na której znajdują się luksusowe butiki, restauracje i hotele. To właśnie tam często urzędują gwiazdy i politycy. Na Rodeo Drive do niektórych sklepów wchodzi się tylko na zaproszenie lub na umówioną godzinę, nie można tak po prostu wejść z ulicy. Widzieliśmy, jak w jednym z nich ochroniarz specjalnie otwierał drzwi, wpuszczał kilka osób i zamykał drzwi na klucz. Jak dla mnie to słaba polityka, by aż tak selekcjonować Klientów. Rozumiem raz na jakiś czas, gdy akurat przyjeżdża Beyonce albo Lopez, ale żeby codziennie tylko na specjalne umówienie? Nawet z 10 walizkami pieniędzy nie pociągałyby mnie takie sklepy. Generalnie ta najbardziej atrakcyjna część Rodeo Drive jest bardzo krótka, ma niecałe 500m. Pewnie jest krótsza niż Nowy Świat w Warszawie. I właściwie można powiedzieć, że to wiele krzyku o nic, ale fajnie jest tamtędy się przejść i poczuć panujący tam klimat. Oczywiście nie dla wszystkich, bo Kuba np. od razu nabijał się z nadmuchanych panienek i panów idących tak, jakby połknęli kije od szczotki. Ale na niektórych może podziałać inspirująco. Zresztą – w weekendy i latem jest tam tylu turystów, że wszechobecne nadęcie neutralizowane jest przez zwyczajnie wyglądających ludzi i Rodeo Drive funkcjonuje po prostu jako czyste, ładne miejsce na spacer, obiad lub – wyjątkowy zakup. Nawet tu nie brakuje pikietujących. Bugatti – obiekt fotografowany niemal przez wszystkich. Z tego co słyszałam, to często tu stoi. Parę kroków dalej – stary Chevrolet! Jeśli chodzi o restauracje, to spodziewałam się gorszych cen. Ceny za danie lunchowe to ok $15 – $40. Z pewnością umożliwia to wielu turystom wyczekiwanie w restauracjach na celebrytów. Dalej pojechaliśmy Beverly Drive, Coldwater Canyon i Mulholland Drive w stronę znaku Hollywood. Bardzo przyjemna podróż przez wzgórza z ładnymi widokami i pięknymi domami po drodze. Wiele z nich mijaliśmy zbyt szybko, bym zrobiła zdjęcia, a znaczna część była mocno schowana za murami i żywopłotami. W każdym razie warto się przejechać dla fajnych punktów widokowych. Mulholland Drive słynie z bogatych rezydencji i przepięknych widoków. Ciekawe, kiedy i my tam zamieszkamy! ;) Niektórym chyba zabrakło gruntu :) W kolejnym wpisie spodziewajcie się zdjęć z dwóch wypraw pod znak Hollywood oraz z kolejnej części Mulholland Drive!
Szukam sobie w google informacji o planowaniu wycieczki po West Coast, a dokładniej „Co warto zobaczyć w Los Angeles” – i pierwszy wynik – Wasza strona:)
Muszę przeczytać każdy wpis:)
Pozdrawiam,
Aneta Z.
Super, witamy! :)
Fajnie, witamy! :)
Domy na podporach paskudne, ale miejsce wykorzystane :))
Ciekawy jestem czy taki smog jest nad miastem, czy to zwykła mgła…?
Akurat te na stelażach paskudne, ale to już chyba kwestia amerykńskiego gustu :) To szare powietrze to mgła, w sobotę było dosyć mlecznie. Za to w niedzielę dużo lepiej :)